Wojenne losy obrazu Matki Bożej Pajęczańskiej Drukuj

Justyna Stochniałek

Wojenne losy obrazu Matki Bożej Pajęczańskiej

Niniejsza praca nie jest ściśle naukowym wywodem, w którym wszystko da się jasno i jednoznacznie ocenić i opisać. Dotyka ona pewnego fragmentu historii Pajęczna – naszej “małej ojczyzny”, który być może obrósł z lekka legendą, ale który tkwi w wielu sercach pajęczan bardzo mocno i nadal wywołuje wiele emocji. Rozważania moje powstały w oparciu o relacje i rozmowy z osobami, które jeszcze pamiętają tamte czasy, o relacje i wspomnienia członków rodzin bohaterów opisywanych wydarzeń, zapisy w lokalnej prasie oraz dostępne wydawnictwa odnoszące się do historii Pajęczna.

Okres II wojny światowej był szczególnie trudny dla mieszkańców Pajęczna, stanowiącego część Kraju Warty. Wprawdzie nie zostało ono zniszczone w takim stopniu jak okoliczne duże miejscowości: Wieluń, Radomsko czy Działoszyn, jednakże mieszkańcy Pajęczna poddani zostali silnym represjom. Myśl niemiecka zakładała stworzenie z terenu powiatu wieluńskiego ( w tym właśnie Pajęczna ) obszaru typowo niemieckiego. Przewidywano, iż sprowadzi się tu nawet 5000 Niemców. By zrealizować te idee w Pajęcznie 21 maja 1940 roku rozpoczęły się kolejne akcje przesiedleńcze. Z zagarniętych terenów wysyłano na roboty przymusowe do Niemiec. W lipcu 1940 roku z Pajęczna i okolicznych wiosek wywieziono ponad 2000 mieszkańców, których wymordowano w obozach. Oto jak przedstawiała się struktura mieszkańców Gminy Pajęczno wg spisu przeprowadzonego przez Niemców w 1939 roku: 10 068 mieszkańców, w tym: 9013 Polaków, 1 042 Żydów, 13 Niemców – z których 3 mówiło po niemiecku (dane opracowane na podst. książki J.K. Pachów „Pajęczno poprzez wieki”).
Szczególny nacisk położyli Niemcy, tak jak i w całym kraju , na wymordowanie. lokalnej elity intelektualnej, w tym duchownej. Liczne aresztowania, wywózka do obozów, a w konsekwencji śmierć spotkały pajęczańskich nauczycieli, księży, działaczy społecznych, co bardziej znaczących rolników. W 1939 roku urzędująca w Pajęcznie żandarmeria hitlerowska, podczas pierwszej łapanki aresztuje Władysław Tkaczyńskiego – kierownika szkoły miejskiej, Jana Szczepanika – nauczyciela, Jana Migalskiego – sekretarza gminy oraz Antoniego Hałaczkiewicza – rolnika. Ci, których w porę ostrzeżono ratowali życie wyjeżdżając do GG.
Kapłani katoliccy stanowili szczególne zagrożenie dla idei niemieckich. 6 października 1941 roku przeprowadzono powszechną ich brankę w Kraju Warty. W Pajęcznie został aresztowany proboszcz Aureliusz Chwiłowicz ( od 1923 roku przebywający w parafii Pajęczno ), dziekan dekanatu brzeźnickiego oraz wikariusz Władysław Adamus ( który uciekł z transportu samochodowego ). Aresztowanych, w tym księdza Chwiłowicza przetrzymywano 3 tygodnie w obozie tymczasowym w Łodzi, następnie 27 października 1941 roku wywieziono ich do Dahau. Ksiądz Chwiłowicz niezwykle ciężko zniósł trudy wyczerpującej podróży. Skrajnie wyczerpany trafił do obozu i otrzymał numer 28508. Wywieziono go wraz z inwalidami do Hortheim koło Linzu i tam 4 maja 1942 roku zagazowano.
21 listopada 1940 roku Niemcy utworzyli w Pajęcznie getto. Odizolowano około 1000 Żydów miejscowych i z okolicznych wiosek. Łącznie w latach 1941 – 1943 przez pajęczańskie getto przeszło jak podaje w swej książce Krzysztof Pach – około 30 000 Żydów. Po likwidacji getta pozostałych Żydów wywieziono do obozów. Przed odejściem transportu zebrano ich w kościele, przetrzymywano przez trzy dni bez jedzenia i bez picia, bez dopływu świeżego powietrza..
Tych którzy nie wytrzymali tego trudu zabijano strzałem w głowę lub uderzeniem kolby i grzebano w nieoznaczonych mogiłach. Po wywiezieniu Żydów trwały kolejne wywózki Polaków, w tym również na roboty do Francji.

Pajęczańska świątynia była świadkiem wszystkich tych tragicznych wydarzeń. Zamknięty przez Niemców kościół, przeznaczony był na obóz przejściowy dla Żydów a następnie punkt zborny dla Polaków wywożonych na roboty , a jeszcze później na magazyn zbożowy i malarnię sprzętów produkowanych w stolarni. Został w tym czasie bardzo silnie zniszczony i zbezczeszczony. Szczególnie narażony na niebezpieczeństwo był cudowny obraz Matki Bożej Pajęckiej.
LOSY OBRAZU W LATACH 1939 – 1945

Od początku wojny obraz Matki Pajęckiej znajdował się w kościele. Odnowiony w 1936 roku staraniem księdza Chwiłowicza mógł jednak ulec całkowitemu zniszczeniu lub grabieży.
W lipcu 1942 roku Niemcy, po przeprowadzeniu kolejnej łapanki, tym razem wśród młodzieży okolicznych wiosek, zamknęli tłum ludzi w kościele. Wywieziono ich rankiem następnego dnia w kierunku Wielunia. Ponieważ nie było w Pajęcznie już w tym czasie kapłanów, zwykli pajęczanie, wrośnięci jednak w to miasto, stali się tymi, którzy zainteresowali się losem swojej świątyni, a zwłaszcza obrazu. Jeden z nich – Wacław Popiel, właśnie po tej lipcowej wywózce młodzieży z miasta miał wachtę w mieście i zaszedł do kościoła, by ocenić jego stan. Zauważył, iż obraz Matki Boskiej jest zdjęty z ołtarza. Wyjęli go volksdeutsch Tadeusz Czarnecki – kowal z Siedlca oraz Żyd Szmul Jabłoński, którzy penetrowali kościół. Odłupywali oni już gwiazdy znad obrazu, myśląc iż są one złote. Kiedy okazało się, iż nie jest to złoto, jedynie szlifowany mosiądz, zaprzestali tych działań. Przygotowywali się do zdjęcia srebrnych ram.
Przyjacielem Wacława Popiela w tym czasie była Antoni Durys z ul. Górnej w Pajęcznie, który pracował wówczas w stolarni u Franciszka Grzechowiaka . Do niego właśnie udał się W. Popiel, by wspólnie szukać ratunku dla obrazu. Durys powiedział o wszystkim swojemu szefowi – Grzechowiakowi, który jako szef SA w Pajęcznie mógł zabronić Czarneckiemu i Jabłońskiemu kradzieży. Tak też zrobił. Był to człowiek religijny, dlatego też może od razu pojechał do kościoła i przegonił intruzów.
Franciszek Grzechowiak był przybyłym z Wielkopolski Polakiem, który jako jeden z pierwszych w Pajęcznie podpisał volkslistę. Założył on na terenie Pajęczna organizację S.A. ( Sturmabteilungen – oddziały szturmowe ) i brał udział w łapankach oraz obławach. Był początkowo kierownikiem tartaku, a w 1940 roku założył stolarnię., w której produkowano wyroby na potrzeby Wermahtu. Zatrudniał początkowo 40 – 50 Polaków. Liczba ta wzrosła nawet do 100. Był bardzo wymagającym pracodawcą, ale dbał o wyżywienie pracowników. Dał stałe zatrudnienie kilkudziesięciu Polakom, co wielu uchroniło od wywózki na roboty, bowiem osób ze stałym zatrudnieniem nie wywożono. Po wojnie F. Grzechowiak skazany został wyrokiem sądu w Radomsku na 10 lat więzienia i przepadek mienia. Do dziś jego postępowanie i osoba nie są jednoznacznie oceniane przez mieszkańców Pajęczna.
Obraz pozostał w kościele. Wacław Popiel i Antoni Durys obawiali się o niego. Oczywiście nie mogli go wynieść zuchwale w ciągu dnia ze świątyni. Udali się jednakże do kościoła, postawili obraz na posadzce za ołtarzem , by nie rzucał się w oczy i tam pozostawili. Już pewnie wtedy Antoni Durys miał plan wyniesienia obrazu. To zadziwiające, że do tej pory Niemcy nim się nie zainteresowali i nie wywieźli . Być może nie zdawali sobie sprawy z jego wartości.
Na tzw. organistówce przy kościele w Pajęcznie mieszkał Józef Chylewski. To do niego udał się Antoni Durys. Chylewski najprawdopodobniej wziął klucz od Jabłońskiego, który miał nad nim pieczę, nie mówiąc w jakim celu. Jak wspomina Wacław Popiel to na organistówce zrobiono dwustronny odcisk klucza do kościelnej kłódki, w kostce mydła. Sam klucz dorabiał najprawdopodobniej w tajemnicy Zygmunt Pach w kuźni u kowala Bojdy na ul. Górnej. Niektórzy z mieszkańców Pajęczna utrzymują, iż skoro kłódkę do drzwi kościelnych robił w roku 1933 Mieczysław Szlenk, to później jemu łatwiej było dorobić do niej klucz. A bliską rodziną Szlenka był Preczak, zajmujący się dorabianiem kluczy. Dorobienie więc klucza nie było dla nich jakimkolwiek problemem.
Jeszcze tego samego dnia, ale nocą 24 lipca 1942 roku Antoni Durys wyniósł obraz ze świątyni.
Jak wynika z relacji członków rodziny Antoniego Durysa wyniesienie obrazu ze świątyni, do drwalki koło organistówki zamieszkałej przez Józefa Chylewskiego, a potem do domu Durysów, który znajdowała się na ul. Górnej, było niezwykle ryzykowne. Bardzo jasna wówczas noc, krążące po ulicach Pajęczna patrole niemieckiej żandarmerii z psami nie ułatwiały zadania. Pan Antoni Durys wspominał później , że była to najtrudniejsza, ale i zarazem najszczęśliwsza noc w jego życiu. Marianna Durysowa pomagała mężowi. Stała najprawdopodobniej na warcie, gdzieś koło domu Zawadzkich, patrząc czy nikt nie idzie. Trasę wyniesienia chronił także umówiony z Durysem brat Józefa Chylewskiego – Michał Chylewski.
Obraz szczęśliwie doniesiony do domu ukryto w szafie, odwracając go tyłem tak, iż sprawiało to wrażenie, iż jest to lipowy tył owej szafy. Wcześniej zdjętą sukienkę oraz cenne ramy wraz z wyniesionymi z kościoła : srebrną monstrancją, szatami liturgicznymi, sztandarem Polskiej Organizacji Wojskowej z 1917 roku z napisem „Polska powstaje aby żyć” i Matką Boską Częstochowską na drugiej stronie, 2 małymi sztandarami stowarzyszeń katolickiej młodzieży męskiej i żeńskiej, książką pt. „Lista 27 – miu z powstania styczniowego”, Antoni Durys ukrył na strychu swojego domu w plewach, będących ociepleniem stropu.
Nikt nie szukał obrazu Matki Pajęckiej aż do roku 1944, kiedy to do Pajęczna zjechali niemieccy tzw. historycy sztuki – gestapo w Wielunia – w poszukiwaniu cennych dzieł. Przypomnieli oni sobie o obrazie zdobiącym niegdyś ołtarz kościoła. Wiedzieli konkretnie czego poszukiwali. Powstało nie lada zamieszania. Na szczęście udało się znaleźć jakieś wytłumaczenie dotyczące zniknięcia obrazu. Otóż jak wytłumaczono Niemcom, w kościele swojego czasu przetrzymywali byli Żydzi, których potem wywieziono do obozów. Przez trzy dni przebywali w straszliwych warunkach, bez dopływu powietrza. Próbowali dostać się do okien niszcząc wszystko to, co znajdowało się w kościele. W ten sposób zniszczono wiele sprzętów i obrazów. Po tym wydarzeniu ówczesny sołtys Andrzej Hałaczkiewicz zwrócił się do niemieckiego komisarza z zapytaniem co ma zrobić ze zniszczonymi feretronami. Ten, nie znając się na sztuce, kazał wszystko spalić na pajęczańskich łąkach. Tak też się stało. Kiedy więc owi historycy sztuki przyjechali do Pajęczna sołtys oraz komisarz niemiecki zeznali to zgodnie. Stwierdzono iż wówczas obraz także uległ zniszczeniu.
Tak naprawdę nie uwierzono jednak do końca w tę historię, rozpoczęto przeszukiwania w wybranych domach. Tak się złożyło , iż do rewizji doszło także w domu Durysów ( być może dlatego, iż wcześniej ojciec Antoniego Durysa był kościelnym w miejscowym kościele ). Oto jak Pelagia Zając, siostra Marianny Durysowej opisuje tę historię w swoich zapiskach:

„ Przychodzi do mnie sąsiad Solecki Józef i mówi: szwagier wasz – Durys jest aresztowany ( zabrano go ze stolarni Grzechowiaka, gdzie pracował – przyp. Autora) , jest na posterunku. Ja idę do siostry Durysowej z wiadomością, że mąż jej jest na posterunku i lada chwila mogą być u niej. Nie skończyłam, a tu już żandarmi przechodzą koło okna. Siostra tylko zdążyła wypowiedzieć słowa: Matko Boża Pajęcka, ratuj rodzinę całą i samą siebie. Mnie żandarmi wylegitymowali i wyrzucili z mieszkania siostry.” ( Z zapisanych wspomnień Pelagii Zając – zbiory rodziny Cytarzyńskich).

Przeszukanie, mimo iż szukający zaglądali do szafy, dotykali wręcz lipowych desek ukrytego tam, stojącego tyłem obrazu, niczego nie wykazało.
Owa rewizja bardzo wystraszyła jednakże rodzinę Durysów, mimo, że prawie nikt nie wiedział o tym, że obraz jest przetrzymywany w ich domu, nogi uginały się pod domownikami. Przetrzymywanie obrazu we własnym mieszkaniu stało się więc prawdziwie niebezpieczne. Postanowiono, iż trzeba w innym, nieznanym nikomu, bezpieczniejszym miejscu ukryć obraz. Z desek kradzionych i potajemnie wynoszonych ze stolarni Grzechowiaka Durys w tajemnicy zbudował specjalną skrzynię – wąską a długą, w której umieścił obraz bez ram. Z pomocą rodziny zawinął go w biały worek płócienny uszyty przez Pelagię Zając, obłożono go jeszcze dwukrotnie papą, która chronić miała przed wilgocią, pergaminem, z góry jeszcze raz zakryto, zamknięto skrzynię i tak zabezpieczony obraz Durys znów z pomocą Popiela zakopali na cmentarzu parafialnym w Pajęcznie, tuż przed grobem rodziny Durysów. Działo się to wszystko w nocy z 6 na 7 sierpnia 1944 roku. Oto jak nieżyjący już dziś Wacław Popiel wspomina tamte wydarzenia :

„Wsunęliśmy obraz w skrzynię i w nocy , wpół do dwunastej wynieśliśmy na cmentarz. Nikt i tym razem nie przeszkodził. Na cmentarz dostaliśmy się przez ogrody, potem przez mur. Oparliśmy obraz o grobowiec tam , gdzie dzisiaj stoi pamiątkowa tablica. Wszystko w absolutnej ciszy, w blasku jaskrawo świecącego księżyca, który akurat był w pełni. Rozpostarliśmy na trawniku kapę wziętą z domu Antoniego. Antoni kopał wysypując ziemię z worka, a grudki, które spadały gdzieś na boki zostały na kapie. Delikatnie, żeby nie wydać żadnego odgłosu, wysypywałem tę ziemię w krzaki. Durys też kopał w ciszy, bez żadnego odgłosu. Wyszliśmy z cmentarza około 2 w nocy. Potem, kiedy się przyglądaliśmy naszej pracy okazało się, że nie ma żadnego śladu kopania. Wykopana jama była przykryta darnią, tak, że niczym nie odróżniała się od reszty otoczenia i nic nie wskazywało na to, że ktoś kopał przy grobie.”( “Nasze Pajęczno” Nr 8/1993 )

Tak schowany i jak tylko to było możliwe zabezpieczony obraz Matki Bożej Pajęckiej przeleżał na cmentarzu kilka miesięcy. Antoni Durys obawiał się o to, że obraz jednak się zniszczy, że zawilgotnieje. Znów wraz z Wacławem Popielem , już po wyzwoleniu, wydobyli go z kryjówki. Z bijącym sercem odwijano kolejne warstwy zabezpieczających go materiałów, mając nadzieję, iż wilgoć go nie uszkodziła. Okazało się, że zniszczeń nie było. Jedynie pod okiem Matki Boskiej, po prawej stronie pojawił się niewielki odprysk wielkości paznokcia, a drugi na ręce w okolicy nadgarstka. Pleśni nie było. Obraz, który po raz drugi trafił do domu Durysów otoczono szczególną czcią. Ustawiono przy nim ołtarzyk, modlono się, dziękowano za uratowanie z pożogi wojennej.
Kościół w Pajęcznie po wyzwoleniu wolno wracał do swego poprzedniego stanu. Staraniem nowego proboszcza – Księdza Stanisława Nejmana wysprzątano go, odnowiono, by był gotowy na przyjęcie swojej Matki.
Obraz 4 marca 1945 roku wystawiono na szczycie domu Durysów, by wszyscy mieszkańcy Pajęczna, którzy nie wiedzieli tak naprawdę, co działo się z nim przez okres okupacji, mogli oddać mu cześć. Na ścianie tej zawieszono także wspominany już sztandar POW , a także transparent z napisem: „Królowo Korony Polskiej módl się za nami”. I właśnie 4 marca 1945 roku, w marcową niedzielę św. Kazimierza, śpiewając pieśń „Serdeczna Matko…” uroczycie przeniesiono obraz z domu Durysów przy ul. Górnej, ulicą Kościuszki do kościoła i umieszczono go na swoim miejscu – ołtarzu głównym. We wspaniałej procesji wzięli udział niemal wszyscy mieszkańcy Pajęczna, w tym strażacy, dziewczęta ubrane w stroje krakowskie: Zenobia Szukalska i Czesława Grygiel. Obraz niesiono na ramionach, dźwigali go najprawdopodobniej: Józef Gajęcki z ul. Poprzecznej ( brat Marianny Durysowej ), Stanisław Tadeusz Gajęcki z ul. Kościelnej ( dziś Parkowa), Jan Chwilczyński z ul. Kościelnej ( dziś Parkowej ) oraz Wacław Popiel.
Już w 1945 roku, staraniem księdza Nejmana wydany został pamiątkowy obrazek Matki Boskiej Pajęckiej. Umieszczono na niej krótką historię obrazu, a także modlitwę do Matki Boskiej Pajęckiej. Po raz pierwszy zezwolenie na druk tej modlitwy wydał Książęco- Biskupi Konsystorz w Krakowie w 1919 roku. W 1945 do historii obrazu dołączono jego wojenne losy. Modlitwa na pamiątkowym obrazku brzmi:

„O Najświętsza Boga Rodzicielko Maryjo, w cudownym obrazie Pajęckim od wieków sławna, weźmij pod swoją świętą opiekę domy, rodziny i majętności nasze. O Najświętsza Matko Boża Pajęcka wiernym czcicielom i sługom Twoim na drodze do zbawienia bądź Patronką. Wspieraj nas, zachęcaj i broń od zatracenia wiecznego. Panie Jezu Chryste, któryś nam najświętszą Rodzicielkę swoją czcić rozkazał, daj tym wszystkim, którzy ją w cudownym Obrazie Pajęckim czcimy , Jej i Twoją opieką za życia się cieszyć. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków Amen.”
OPIEKA MATKI BOSKIEJ PAJĘCZAŃSKIEJ

Wśród wiernych od wieków panuje przekonanie o tym, iż za pośrednictwem Matki Bożej Pajęckiej można uzyskać specjalne łaski. Przecież od wieków pielgrzymowali tu wierni, zostawiali wota dziękczynne. Ks. Stanisław z Łowicza opisywał już cudowne uzdrowienia w XVI wieku. Przekazuje nam to Ks. Alojzy Fridrich cytując nieznane nam dzieło ks. Stanisław “Historia o cudownym obrazie NMP Pajęckiej”: „W tym roku 1539 po odnowieniu obrazu NMP prawie każdej niedzieli przy tym obrazie działy się cuda, za sprawą Matki Bożej nad wszystkimi chorymi, cierpiącymi, niedomagającymi, ślepymi, pozbawionymi mowy, którzy ze wszystkich stron przybywali do Pajęczna składając swe śluby i ofiary Bogu i Najświętszej Maryi Pannie , za tak wielkie dobrodziejstwa ogłaszane z ambony”. Informacje o cudach dokonywanych za wstawiennictwem Matki Pajęckiej, informacje o wotach i powodach dla których trafiały na ołtarze pojawiały się jeszcze sporadycznie w następnych wiekach, ale już w XIX i XX żadnych zapisów nie znajdziemy, mimo, iż w ludzkiej pamięci przekazywane są z pokolenia na pokolenie. Tak więc wszelkie zapisy łask, których było wiele, zaginęły lub uległy spaleniu, wielu z nich nigdy nie spisano. Mieszkańcy Pajęczna są jednak przekonani, iż wiele autentycznych wydarzeń miało szczęśliwe zakończenie tylko dzięki wstawiennictwu NMP Pajęckiej.
Szczególnie mocno wiarę w cudowną moc obrazu z pajęczańskiego kościoła dało się odczuć w czasie II wojny światowej i tuż po niej. Przytoczę tu kilka wydarzenia, które zapamiętali mieszkańcy Pajęczna, a które oceniają jako cudowne ocalenia lub uzdrowienia za przyczyną Matki Bożej Pajęckiej. Pierwsze z nich odnosi do wydarzeń z września 1939 roku. Już w pierwszych dniach swego pobytu w Pajęcznie Niemcy zgonili wszystkich na pastwisko gromadzkie koło stodół, osobno dzieci, kobiety i mężczyzn. Naprzeciw nich ustawiono karabiny maszynowe gotowe do rozstrzelania zebranych. Strach ogarnął wszystkich. Modlono się do Matki Pajęckiej. W ostatniej chwili przyjechał żołnierz na koniu i przywiózł jakieś pismo. Po jego odczytaniu oficer dowodzący akcją odwołał wszystko, kazał zrewidować wszystkich i powrócić do domów. Podobnie było i później – wszystkich młodych mężczyzn zgromadzono na ul. Kościuszki, załadowano na ciężarówki i przy wielkim płaczu matek i żon oraz dzieci wyruszono w stronę Wielunia, na wywózkę do Niemiec. Znów wznoszono modlitwy do Matki Pajęckiej. Po ujechaniu kilkunastu kilometrów niespodziewanie dla Niemców okazało się, iż most na Warcie w Krzeczowie został wysadzony i dalszy transport nie był możliwy. Ciężarówki z ludźmi wróciły do Pajęczna.
Za prawdziwy, choć nigdzie nie zapisany cud uważają mieszkańcy Pajęczna, zwłaszcza ci, którzy przeżyli okupację uzdrowienie chłopca podczas procesji w roku 1945, kiedy to przenoszono obraz Matki Pajęckiej z domu Durysów do kościoła. Oto jak opisuje to Pelagia Zając:

„Przyszła do tej izdebki Maryi ( domu Durysów ) stroskana i zapłakana matka ziemska, prosząc o zdrowie swojego małego synka, który leżał nieprzytomny, gdy usłyszała od lekarzy, że nie ma ratunku dla dziecka, szukała uzdrowienia u Maryi. A. Durys zdjął ze szyi medalik Niepokalanej, dotknął do obrazu i podał zrozpaczonej matce, by zawiesiła na szyjce dziecka. O dziwo, gdy procesja przechodziła niedaleko jej ulicy, usłyszała śpiew i orkiestrę. Wiedziała, że prowadzą Maryję do kościoła, trzymała dziecko nieprzytomne na swoich rękach i modliła się w tym czasie. Dziecko otworzyło oczka i zawołało mama. Ten fakt jest aktualny ( autentyczny ) nikomu nie przyszło do głowy, aby zapisać w kronice, a lekarze by potwierdzili.” ( Z zapisanych wspomnień Pelagii Zając – zbiory rodziny Cytarzyńskich). Jak mówią świadkowie historia ta odnosiła się to rodziny Golców z Poznania, która przyjechała do Pajęczna.

Wszystkie te i wiele innych ( samo ocalenie obrazu i rodziny Durysów) faktów wierzący mieszkańcy Pajęczna, zwłaszcza poprzednich pokoleń, uznają za dary od Matki Pajęczańskiej. Dlatego też szczególnie mocno wszyscy pragnęli od lat jej koronacji. Jak relacjonują znajomi Wacława Popiela oraz Antoniego Durysa szczególnym ich pragnieniem była chęć doczekania dnia koronacji obrazu Matki Boskiej Pajęczańskiej. Oni nie doczekali , ale my będziemy o nich jako tych, którzy ocalili obraz, pamiętać także w tym dniu.

PAMIĘĆ

Wydarzenia związane z losem obrazu w czasie II wojny są silnie zakorzenione w pamięci pajęczan. Trud Antoniego Durysa i Wacława Popiela jest szanowany i doceniany . Staraniem Pomocników Maryi Matki Kościoła działających w Pajęcznie wybudowano na cmentarzu w Pajęcznie, w miejscu przechowywania cudownego obrazu, tuż przed grobem rodzinnym Durysów ( w pracach tych brał udział żyjący jeszcze Wacław Popiel ) , pamiątkową tablicę granitową z napisem:

„W tym miejscu ukryty został w czasie II wojny światowej Łaskami słynący Obraz Matki Bożej Pajęckiej przez Antoniego Durysa i Wacława Popiela. Pomocnicy Maryi Matki Kościoła i wdzięczni Parafianie. Pajęczno – 1993 r.”
Tablicę poświęcił obecny na uroczystości arcybiskup Stanisław Nowak. Jej odsłonięcia dokonywał Wacław Popiel wraz z Marianną Durys . Były to uroczystości inaugurujące okres przygotowań do Koronacji Obrazu Matki Bożej Pajęczańskiej.

Powrót
`